Moristoteles podbija Grecję cz. 4
Tagi: ateny długa podróż z psem Przeprowadzka z psem pies w Grecji psie przygody pies na plaży Korynt Lutraki psie wycieczki pies nad morzem pincze miniaturowy pies w mieście Ateny z psem
13 listopada 2020, 16:44
Hau
To znowu ja
Moi mili! Cieszę się, że cały czas chcecie czytać o moich psigodach i dostaję od Was mnóstwo wyrazów sympatii. Nie ukrywam- to bardzo psijemne!
Szczeknę Wam, że dni mijają mi tak szybko, że ani się obejrzałem a tu minął kolejny tydzień. Dzisiaj chciałem Wam opisać moją kolejną super wycieczkę . W październiku w Atenach nadal jest ciepło, więc człowieki mówią do mnie: "Morrisku szykuj się, jedziemy nad morze”. Extra! W czasie, gdy Pani szykowała dla mnie jedzonko, pobiegłem w te pędy pakować moje zabawki. Plecak mam, więc biorę wszystko, bo nie wiem, czym będę miał ochotę aktualnie się bawić. Całe szczęście, że Pani podziela moją opinię na temat posiadania dużej ilości zabawek i co jakiś czas kupuje mi coś nowego. Kiedyś dostałem dużo psitulanek od moich ulubionych małych człowieków z sąsiedniej wsi: Hani, Lenki i Helenki. Przyniosły mi całą reklamówkę zabawek, radochę miałem przez kilka dni! Nigdy im tego nie zapomnę, to był psiecudowny prezent. Aha i jeszcze od człowieków mojego kuzyna Mikiego: Nadusi i Lenusi, też kiedyś dostałem psitulanki. Albo i nawet ze dwa razy. Powiem Wam tak między nami, że jak do mnie psijeżdżały na ferie to Lenka zawsze psiwoziła kilka fajnych rzeczy ale jak chciałem się nimi pobawić to mi nie pozwalała. Kompletnie tego nie rozumiem, bo ja jej swoimi zabawkami zawsze pozwalałem się bawić.
Jak tak sobie teraz psipomnę, to od trzeciej Lenki, co jest córką brata mojej Pani, też dostałem dużo fajnych gadżetów, gryzaków i psiekąsek. Od Doroty- siostry mojej Pani-też zawsze coś dostałem. Ale to były konkretne prezenty: a to psismaczek, a to kurczaczek, a to kotlecik albo pasztecik. Mmmm...aż mi ślinka pociekła na te wspomnienia. Jak kogoś pominąłem w tych jakże ważnych zapiskach,to bardzo psiepraszam.Pamięć mam bardzo dobrą ale czasami krótką.
Najdłużej ze wszystkich zabawek, jest ze mną duża, biała małpa, którą dostałem od jednej Babci jak byłem bardzo malutki. Na początku bardzo się jej bałem i nie chciałem się nią bawić ale później, jak już trochę urosłem, to okazało się, że nie jest taka straszna. Właściwie, to człowieki opowiadają wszystkim tę historię, ale wcale tak nie było, bo ja przecież niczego się nie boję i tylko ściemniałem. Opowiem Wam o czymś, co się wydarzyło przed przeprowadzką. Któregoś dnia, Pani spakowała dwa wielkie wory moich zabawek do wyrzucenia.Skąd wiedziałem co się z nimi stanie-zapytacie? Otóż, z moich gruntowych obserwacji wynikało, że jak Pani coś postawiła w przedpokoju, to później widziałem te rzeczy na podwórku, przy czarnym kuble na śmieci a później jechały dużym srebrnym samochodem i już nigdy więcej nie wracały. Myślała chyba, że nie zauważę tych worków ale heloooł? Przecież doskonale wiem jaki mam dobytek. Trochę zacząłem mieć o to pretensje, bo lubiłem moje wszystkie zabawki, więc zacząłem je po kolei wynosić z powrotem do mojego pokoju. Uważałem, że skoro człowieki mają tyle swoich rzeczy to czemu ja nie mogę? Co ja gorszy jestem? Pani to dostrzegła i mowi do mnie: " Morris, musimy pogadać". " O.. nie brzmi to zbyt dobrze- pomyślałem". Wzięła mnie do pokoju, spojrzała głęboko w oczy i wytłumaczyła mi, że te zabawki w workach mogą się psidać moim kolegom i koleżankom, którzy nie mają swoich człowieków ani domu i jest im bardzo smutno. Nie powiem, trochę łezka mi się w oku zakręciła od tej historii, bo uważam, że każdy, ale to absolutnie każdy pieseł, zasługuje na dom i chociażby jednego człowieka. Bez mrugnięcia ogonkiem, dałem Pani zgodę na oddanie moich zabawek i dołożyłem jeszcze kilka kocyków, nieużywaną smycz i dwie miseczki. Pozdrawiam wszystkich moich samotnych psijaciół z Dobrej k/Szczecina. Niech moje zabawki Wam służą i żebyście szybko znaleźli swoich człowieków. Tego Wam Kochani życzę.
Wracając do naszej wycieczki... Tak się zamyśliłem o tych oddanych zabawkach, że nie usłyszałem jak mnie wołają, że już wychodzimy. Lecę! Już lecę! Radośnie szczeknąłem i za chwilę byliśmy już przy samochodzie. Z tyłu mam całkiem dobre miejsce do nawigowania, więc zająłem pozycję i podpowiadałem Panu, gdzie ma jechać ale po chwili podziękował za moje wskazówki i kazał mi iść spać. Niewdzięczny.
Może jednak ma rację-pomyślałem, bo dzięki temu później będę miał więcej siły na bieganie. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Jechaliśmy dosyć długo, prawie 100km. W końcu dotarliśmy na miejsce. Wysiadamy, rozglądam się i nie widzę żadnej plaży tylko dużo drzew. Człowieki mówią:” Chodź Morrisku, musimy znaleźć plażę”. Jak to znaleźć? To ta plaża się zgubiła czy co? Jak ją znajdziemy? Muszę wziąć sprawy w swoje łapki i uruchomić swój super węch bo człowieki na pewno sobie sami nie poradzą. Tylko jak ta plaża pachnie? Byłem tylko dwa razy w życiu na plaży i nie mogłem sobie psipomnieć tego zapachu. No nic, jakoś to będzie. W końcu w Niemczech byłem najlepszy w znajdowaniu piłek na podwórku.
Kiedyś moja psijaciółka Neli się ze mną droczyła i mi schowała moją jedną piłkę, szukałem jej chyba ze dwa tygodnie ale udało się i znalazłem. Nie zgadniecie gdzie - w kurniku.....Pewnie myślała, że tam jej nie znajdę ale mój super nos wywęszy wszystko. Jeśli chodzi o kurnik to w ogóle była fajna miejscówka. Codziennie rano tam biegałem, bo kury znały najnowsze ploteczki ze wsi. Kto, z kim, kiedy i gdzie. Dobrze wiedzieć takie rzeczy, bo człowieki to Ci jednak czasami nie wszystko powiedzą. Dowiedziałem się na przykład, że muszę uważać, bo na moim terenie grasuje boa dusiciel. Wyobrażacie sobie? Pewnie nawet człowieki nie mają o tym pojęcia. Kury częstowały mnie swoją paszą, a ja z grzeczności ( i nie powiem, no smakowała mi po prostu) nie odmawiałem, to nie kulturalne by było przecież. Niekiedy jednak zdarzało się, że rozmowę przerywał nam odgłos kroków mojej sąsiadki Estery. Musiałem wtedy szybko zawijać się z kurnika zanim mnie zobaczy. Nie wiem czemu ale zdarzało jej się mówić: " Moris! Zostaw te kury w spokoju." Chyba była w zmowie z kogutem, ten też zawsze mnie gonił ze swojego terenu. Dlaczego jednak tak jej przeszkadzała moja obecność w jej kurniku to nie wiem. Zawsze bałem się zapytać.
Jeszcze w temacie piłek, to kiedyś, jak odwiedził mnie kumpel Bruno, to nie dość, że zabrał moją piłkę, to jeszcze w kilka sekund porozrywał ją na drobne kawałeczki. Stary mówię-co ty wyprawiasz? Do psijaciela wpadasz i taki numer wywijasz? Tak się nie robi. Tym bardziej, że to była jedna z moich nowych piłek. A On taki tekst do mnie: Sorry brachu ale to było silniejsze ode mnie. I tu taki mój kolejny psi apel: Człowieki! Czy Wasze pieseły mają wystarczająco dużo zabawek ??
Ale się dzisiaj rozszczekałem. Wybaczcie moi mili, miało być o wycieczce, a ja tu odbiegam od tematu. Gdzie jesteśmy? Aha, szukamy plaży. Idziemy przez ten las, lewo, prawo, żadnej plaży ja Ci tu nie widzę. Musiałem wejść na górkę, żeby obczaić teren. Nagle Pan mówi: „Jest”! Całe szczęście bo nie powiem, trochę było ciepło i już bym sobie gdzieś posiedział w cieniu. Spojrzałem w dół, w to miejsce, które pokazał mi Pan. Ja Cię nie mogę! Ale widok! Wielki kamień stojący w wodzie z dziurą po prawej stronie.
Droga w dół nie należała do psijemnych, bo było bardzo stromo i Pani chciała mi pomóc zejść, ale Pan to zobaczył i jak zwykle swój ulubiony tekst do mnie:” Morris bądź facet, dasz sobie radę sam”. Pewnie, że dam radę ale czyż nie psijemniej byłoby pokonać tę drogę na Pani rękach? Zeszliśmy na dół i byli tam też inni człowiekowie. Na całe szczęście, mówili w tym samym języku co moi, więc mogłem zrozumieć co do mnie mówią. Moja Pani wyciągnęła dla mnie super miseczkę na podróż i napiłem się wody. Pan poszedł zobaczyć czy woda jest ciepła. Krzyczałem do niego, żeby mnie wziął ze sobą, ale chyba nie słyszał, bo nic mi nie odpowiedział. Nie wiem o co chodziło człowiekom z tą plażą, ale z tego co wiem, to plaża raczej wygląda inaczej. Tam, gdzie siedzieliśmy były tylko skały, więc zejście do wody, żeby pomoczyć łapki (bo dalej nie wchodzę) było dla mnie raczej niemożliwe. Cyknąłem więc sobie selfie z widokiem na ukrytą plażę i drugie na zejście do plaży. Uważam że wyglądam na nich całkiem psistojnie. Chyba muszę założyć sobie album z tych wycieczek.
Po jakiejś godzinie zaczęło mi się nudzić, bo wyobraźcie sobie, że z tego pośpiechu przed wyjściem z domu, zapomniałem zabrać moje zabawki! Pan wyszedł w końcu z wody, jeszcze chwilę posiedzieliśmy na skałach i wróciliśmy przez las do samochodu. Ułożyłem się wygodnie do spania, jedno oko się zamknęło, drugie prawie i już zaczynałem śnić o kalamakach, ale po 5 minutach Pan mówi: ” Morris pobudka, wysiadamy”. Jak to? Gdzie teraz jesteśmy? Okazało się, że jednak idziemy na prawdziwą plażę. Sentymentalny za bardzo nie jestem, ale ten widok też mi się spodobał. Szybko rzuciłem okiem po terenie i dojrzałem kilka niczego sobie patyków, może zajmę się nimi później.
Pan jak zwykle nie czekał na mnie, tylko szybko wskoczył do wody. Krzyczę z brzegu: „ Człowieku! Nie bądź taki! Czekaj na mnie! Też chcę popływać!
Uff zorientował się i wrócił po mnie.
Dla wyjaśnienia: ja się wcale nie bałem do niego popłynąć sam. Po prostu: nie znałem terenu i wolałem się zabezpieczyć. Psipłynął po mnie, wskoczyłem mu na plecy i ruszyliśmy w rejs po dalekich wodach Morza Egejskiego. Żeglowaliśmy aż do wieczora i śpiewaliśmy wszystkie znane nam szanty. Żartuję... pływaliśmy tylko jakieś 4 minuty bo słońce zaszło za skałą i zaczęło robić się chłodno. Mi oczywiście. Bo ten to by mógł jeszcze długo w wodzie siedzieć.
Wyszliśmy więc z wody, wytarłem się moim ręcznikiem, napiłem wody, zjadłem kanapkę i psiekąskę bo po pływaniu to zawsze chce się jeść i Pan mówi, żebym wsiadał na miejsce bo wracamy. Powiem Wam, że nawet nie wiem kiedy usnąłem i obudziłem się przed domem.
C.d.n.
Dodaj komentarz