Kategoria

Podróże z psem


Moristoteles podbija Grecję cz. 6
Autor: morris2016 | Kategorie: podróże z psem 
Tagi: pies w podróży   pies w samochodzie   Przeprowadzka z psem   pies w Grecji   daleka podróż z psem   pies na statku   Vodafone   purina   brit   dolina noteci   acana   pedigree   ateny   długa podróż z psem   karmienie psa w podróży  
27 listopada 2020, 18:09

Hau

To znowu ja

Psijaciele! Znowu długo mnie tu nie było, ale miałem sporo spraw do ogarnięcia. Z dobrych informacji mogę Wam powiedzieć, że dotarła jedna z moich długo wyczekiwanych paczek - tym razem była to paczka z Internetem, zamiast psiekąsek, których się spodziewałem. Nawet kolegom na dzielni się pochwaliłem i zaprosiłem na imprezę z tej okazji, ale będę musiał ją przełożyć.

A odnośnie tego Internetu. Nie wiem do końca jak to działa, ale człowieki wyjęli z kartonu czarną skrzynkę, połączyli jakieś kable i od tej chwili mam już stały dostęp do Internetu. Co za ulga! Teraz będę mógł być w stałym kontakcie ze wszystkimi moimi psijaciółmi z Niemiec i Polski.

Psipomniało mi się, że nie opowiadałem Wam o jeszcze jednej wycieczce. Dzisiaj to nadrobię. To było pod koniec października, ale w Atenach było jeszcze bardzo ciepło i no nie powiem, ale w futerko trochę mi grzało. Wstaliśmy rano, poszedłem z Panią na spacerek, zjadłem dobre śniadanko i popatrzyłem znacząco na Pana, że gdzieś bym się wyrwał, bo co będziemy w domu siedzieć.

Ku mojemu zdziwieniu zgodził się. Postanowione! Hurra, szybko się pakuję, żeby się nie rozmyślili!. Chwilę nam to zajęło i po około 30 minutach wyszliśmy z domu. Psipilnowałem czy Pani spakowała butelkę z wodą, moją miskę i psiekąski, bo ja to jestem często głodny. Z miasta wyjechaliśmy dosyć szybko. Po drodze patrzyłem, czy są jeszcze jakieś fajne miejsca na spacerki.

Jak widać szukałem i znalazłem kilka takich, ale nie wiem, czy zapamiętam, bo Ateny jednak są trochę większe niż moja wioska w Niemczech. Tam w sumie były tylko dwie ulice, więc teren znałem na wylot. Trochę wstyd mi o tym teraz mówić, ale jak byłem mniejszy, to zdarzyło mi się kilka razy wyjść samemu za bramę. Opowiem Wam o tym, i tak teraz jedziemy - nic ciekawego nie ma po drodze. 

Chciałem wtedy po prostu trochę pozwiedzać okolicę, pogadać z sąsiadem z naprzeciwka i z tą blondyną z bloku. Wyszedłem za bramę, szybko przebiegłem przez ulicę między jednym tirem a drugim i już byłem po drugiej stronie ulicy. Wrócę zanim Pani się zorientuje - pomyślałem. Z sąsiadem nie pogadałem, bo spał. Minąłem kolejny dom, pogoniłem szarego kota, siknąłem pod śliwką i poszedłem w stronę bloku. Blondyny na dole nie było, więc postanowiłem chwilę na nią zaczekać. Ale co będę stał pod klatką, jak ten pajac. Poczekam sobie na przystanku autobusowym, który jest przed blokiem - pomyślałem. I tak zrobiłem. I teraz wyobraźcie sobie to: stoję sobie grzecznie i się rozglądam aż tu nagle widzę z daleka mój samochód jedzie. O nie - pomyślałem, nie będzie kolorowo. Samochód z moim Panem w środku był już naprzeciwko mnie, ja stoję nieruchomo i oczy w ziemię - może mnie nie zobaczy - ale było już za późno i Pan mnie zauważył. Już po mnie! W międzyczasie okazało się, że moja Pani zorientowała się, że mnie nie ma i zaczęła mnie szukać wokół podwórka. Pan dojechał do domu i widziałem, jak pokazuje Pani, gdzie ja jestem. Powiem krótko: Pani nie pochwaliła mojej wycieczki. Najpierw się rozpłakała jak mnie zobaczyła, później pół godziny nawijała, jaki to jestem nieodpowiedzialny, co mi do głowy strzeliło i dlaczego nie mogłem jej zabrać ze sobą. Masakra, do dzisiaj mi wstyd, jak o tym myślę. 

Reszty nie będę Wam pisać, ale dostałem szlaban na wycieczki.

 

Byłem jeszcze dwa razy na drugiej stronie ulicy. Byłbym może i więcej, ale Pani kilka razy zdążyła złapać mnie za ogonek, jak przechodziłem pod bramą. 

Wracając do wycieczki (tej w Atenach) ... Jechaliśmy wzdłuż morza, widoki były psiepiękne, mówię Wam! Przed przejazdem przez tunel zrobił się mały korek, więc mój Pan otworzył mi okno, żebym mógł pooddychać świeżym powietrzem. Ludzie się do mnie uśmiechali, machali mi, więc ja też machałem im moim ogonkiem.

Okazało się, że pojechaliśmy na tę wyspę, na której już kiedyś byłem, ale tym razem poszliśmy na drugą stronę skały. Dobrze, że człowieki wzięli dla mnie krzesełko, bo na tych skałach, co tam były, to trochę twardo mi było leżeć, a poza tym nie będę ukrywać, że lubię, jak mam miękko pod dupką. Zgadnijcie co było dalej... Zanim się zorientowałem w sytuacji, mój Pan już był w wodzie i poszedł pływać. Znowu beze mnie! Powoli zaczynam się psizwyczajać do roli ratownika, bo psipominam, że moja Pani pływać nie umie, więc to ja jestem odpowiedzialny za mojego Pana. Zająłem więc miejsce widokowe i czujnie go obserwowałem, w razie co byłem gotowy do skoku.

 

Pan popływał kilkanaście minut i wyszedł, a ja postanowiłem pobuszować trochę wśród skał. Znalazłem fajnego patyka i chwilę się nim pobawiłem.

Posiedziałem, popatrzyłem na widoki, wypiłem wodę, zjadłem kosteczkę i zaczęło mi się trochę nudzić, pomarudziłem więc człowiekom, żebyśmy przeszli się wokół wyspy. Zgodzili się. Poszliśmy w lewo, a później w prawo i pod górę. Dalej pod górę i tak chyba z 15 minut. To była najdłuższa wspinaczka w moim życiu. W górę i w górę.

 

Nagle już nic więcej przed nami nie było i usłyszałem: " Brawo Morrisku zdobyłeś swój pierwszy szczyt." Szok i niedowierzanie. Powiem Wam, że warto było wchodzić tak wysoko dla tych widoków.

 

Ale co to? Teraz muszę sam zejść. Problem polegał na tym, że byłem uzależniony w tym momencie od człowieków (zresztą w każdym innym momencie też jestem od nich uzależniony). Pewnie spytacie się, dlaczego? Już odpowiadam. A to dlatego, że schodziliśmy inną drogą i nie mogłem liczyć na swoje wskazówki dotyczące powrotu, które zostawiłem na krzaczkach, kamyczkach i wszystkim co się dało, gdy wchodziliśmy na górę.

 

Muszę psiznać, że człowieki dali radę i znaleźli drogę powrotną – moja szkoła (choć terenu nie zaznaczali, muszę się nauczyć, jak to robią).

 

Zeszliśmy do auta. Wypiłem wodę, zjadłem psiekąskę, bo zdążyłem już zgłodnieć od tego zwiedzania. Wskoczyłem na swoje legowisko, psipięto mnie pasami i pojechaliśmy do domu.

 

Ten dzień wpisuję do swojego kalendarza pod hasłem – UDANY.

 

Zapewne zastanawiacie się, dlaczego ja tak dużo odpoczywam? Może się wydawać, że w moim wieku to nie wypada. Ale my, psy, potrzebujemy tak dużej ilości snu – wtedy tak jak małe człowieki, ładujemy akumulatory. A potrzebujemy je porządnie naładować, bo merdanie ogonkiem wymaga dużo energii.

Zauważyłem, że merdanie ogonkiem jest dzisiaj modne. Każdy na ten widok się uśmiecha. Pomyślałem sobie, że gdyby za każdy uśmiech, spowodowany merdaniem mojego ogonka, dostawali 1 jedną złotówkę, to byliby milionerami, a ja jako dziedzic ich fortuny, miałbym kasę i kupiłbym za to mnóstwo psiekąsek dla moich kumpli, którzy nie ogarnęli sobie człowieków i muszą kombinować, aby zdobyć jedzenie. A w Atenach jest takich dużo.

A Wy, jak się uśmiechacie? Możecie mi wysyłać zdjęcia na mojego Instagrama - zamieszczę je w mojej relacji. Jeśli jeszcze mnie nie obserwujecie to psipominam, że znajdziecie mnie, gdy wpiszecie @moristoteles

Ja się uśmiecham tak:

  

 

 

Ale to takie moje psiemyślenia po drodze do domu – trochę nie mogłem spać z tych wszystkich emocji i tak sobie leżałem i myślałem.

 

Nim się spostrzegłem, leżałem już w łóżeczku i słodko sobie zaaaaasyyyyypiaaaałeeem ….. usnąłem

 

 

 

c.d.n.

 

Moristoteles podbija Grecję cz. 3
Autor: morris2016 | Kategorie: podróże z psem 
Tagi: długa podróż z psem   karmienie psa w podróży   pies w Grecji   daleka podróż z psem   pies na statku   pies w podróży   pies w samochodzie   Przeprowadzka z psem  
09 listopada 2020, 20:22

Hau

To znowu ja  

 

Psijaciele i Psijaciółki! Proszę wybaczcie moją dłuższą nieobecność, ale sprawy związane z nowym mieszkaniem tak mnie pochłonęły, że nie miałem wolnej chwili. Dużo się wydarzyło w ostatnim czasie, ale po kolei.

Najważniejsze było dla mnie to, żeby poznać okolicę. Wiecie – czasami jak człowieki się zgubią to trzeba ich doprowadzić do domu, więc poszedłem z misją. W tym celu zaznaczyłem wszystkie strategiczne miejsca wokół domu – murki, drzewa, krzaki, krawężniki i worki na śmieci (nie zdawałem sobie wtedy sprawy, że worki zabierają w nocy – bo tu śmieciarka jeździ o 4 nad ranem).  Dalsza okolica też jest ważna, bo przecież nie będę prowadzał człowieków tylko koło domu, więc zaproponowałem, żebyśmy pojechali gdzieś dalej – do centrum. Ku mojemu zaskoczeniu oni się zgodzili. Wskoczyłem więc szybko w szelki – jak to mam w zwyczaju- i szybko magicznym pokojem załamującym czasoprzestrzeń na dół i już byłem koło samochodu. Ale co to? Nie wsiadamy? To jak dostaniemy się do centrum? Ja jeszcze dam radę, bo mam 4 łapy, ale człowieki na tych swoich dwóch dziwnych długich łapach to mogą mieć problem.  Ale skoro chcą to sobie myślę- dobra, idziemy.

Najpierw poszliśmy koło mojego ulubionego skwerku.

Była tam jakaś nowa blondyna, jeszcze się z nią nie zapoznałem ale zostawiłem to na inny dzień, bo miałem przecież ważne zadanie do wykonania. Dotarliśmy do głównej ulicy. Pani zatrzymała się koło kiosku – pewnie kupuje jakieś psiekąski dla mnie. Ale to jednak nie były psiekąski tylko bilety. Znowu będę PETEM – pomyślałem.  Dobra, skoro ma to nam pomóc znaleźć się w centrum – jestem gotowy zdobyć się na to poświęcenie. Zaniepokoiło mnie jednak coś dziwnego – bilety były tylko dwa. Hmmm…. Kto idzie na piechotę? Bo ja jadę. Okazało się, że jedziemy trolejbusem – to taki mix autobusu z tramwajem, bardziej autobus niż tramwaj – pomigane to – po prostu autobus z kablem na dachu. Nie pytajcie skąd wiem.

Psiznam że miałem trochę stres. Dlaczego? Bo uczciwy ze mnie pies i oszukiwać nie lubię a jazda bez biletu jest karalna, a jak wszyscy już wiemy – za dużo pieniędzy to ja nie mam. Wszystko przejadam na bieżąco więc kary nie będę miał z czego zapłacić. Pomyślałem, że Pani zastosuje swój popisowy numer, czyli bierze mnie na ręce i wtedy jestem jakby niewidzialny. Nigdy się nie zastanawiałem nad tym, czy to faktycznie działa, ale skoro na statku nikt mnie nie zauważył, to chyba coś w tym jest.  Człowieki chyba zauważyli moje zdenerwowanie i wyjaśnili mi, że w Grecji mogę jeździć bez biletu. Ale numer! Będę musiał częściej z tego korzystać!

Te kilka przystanków minęło mi spokojnie, ale musiałem dać Pani do zrozumienia, że przecież jadę poznać teren więc MUSZĘ widzieć co się dzieje za oknem. Z poziomu podłogi to taki kiepski widok jednak. Wniosek Pani wyciągnęła szybko – wzięła mnie na ręce i już wszystko widziałem.

Po kilkunastu minutach wysiedliśmy w centrum. No nie powiem, nawet ładne. Cyknąłem sobie selfie przed jakimś budynkiem, chyba jakiś Uniwersytet czy coś takiego i ruszyliśmy dalej.

 

Zrobiłem się głodny. I tak między nami: to trochę się jednak zmęczyłem. Kondycja trochę mi spadła, bo dawno nie biegałem za piłką. Ale do brzegu.  Człowieki znaleźli wolny stolik z trzema krzesłami i usiedliśmy wspólnie do posiłku. Zamówiłem sobie kalamaka i zimne piwko.

Kelner trochę się zdziwił, że zjem aż tyle, ale kalamaki są tak dobre, że zjadłem całego. Frytki oddałem Pani bo chyba też już zgłodniała. Piwem podzieliłem się z Panem. Szczerze mówiąc, to miałem ochotę wypić całe, ale Pan zrobił słodką minkę – ciekawe od kogo się nauczył- to dałem mu trochę.  Muszę Wam powiedzieć, że jak na pierwszą w moim życiu wizytę w restauracji, to byłem mile zaskoczony całą obsługą. Krzesła wygodne, z głośników leciała grecka muzyka, porcja w sam raz. Na jedzenie nie czekaliśmy zbyt długo, ale wystarczająco, żebym odpoczął. Co mnie jednak zdziwiło na sam koniec to to, że gdy kelner przyniósł deser, to tylko dwie porcje.  A ja nie byłem u Pani na rękach więc nie byłem nie widzialny- dziwna sprawa. Pomyślałem jednak, że może to i dobrze, bo ostatnio nie mam za dużo ruchu i wolę nie jeść słodyczy, bo przez zimę ciężko będzie mi zgubić dodatkowe kilogramy. Tak między nami to w ogóle nie jem słodyczy, moje człowieki mówią, że psy nie mogą ich jeść. A człowieki mogą jeść?! Moi to najpierw się najedzą a później: „Chodź Morrisku pójdziemy na rowery spalić kalorie. Fajnie- tylko czemu oni całą drogę siedzą na czterech literach a ja muszę za nimi biec, skoro to oni jedli? Dobrze, że drogę powrotną pokonywałem moim czerwonym cabrioletem 

  

 

Wiadomo, że najedzony pies to szczęśliwy pies. Po obfitej kolacji, mogłem iść zwiedzać dalej. Spacerowaliśmy małymi uliczkami, mijaliśmy sklepy, ale nie miałem zbyt dużo czasu na oglądanie witryn, bo musiałem zapamiętywać drogę i co jakiś czas ją zaznaczać. Minęliśmy ulicznego grajka, który śpiewał nawet fajny kawałek, więc zatrzymałem się, żeby posłuchać ale moje człowieki poszli dalej. Pomerdałem wesoło moim ogonkiem, pokazując muzykowi swoją aprobatę i ruszyłem za nimi. Nie mówiłem Wam tego wcześniej, ale uważam, że jestem dosyć uzdolniony muzykalnie. Gdy Pani grała w domu na keyboardzie to często użyczałem swojego głosu. Poza tym, w każdą środę o 15 miałem umówiony trening strun głosowych, odbywający się w rytm syreny alarmowej w mojej wsi. Krótko, bo krótko, ale zawsze to coś. W sumie, jak patrząc na to, że mam 4 lata a trening był w każdą środę bez wyjątku, to chyba jednak mogę mówić, że coś niecoś o muzyce wiem.

 

Chociaż dzień już zbliżał się ku końcowi to na głównym placu w Atenach- czyli Monastiraki- było nawet sporo ludzi. Niektórzy mi machali, gdy ich mijałem- chyba już mnie rozpoznają z bloga. Szok! Przecież jestem tu dopiero od niedawna. Jednak widzę, że Internet ma moc. Z kilkoma z nich chciałem porozmawiać, ale mówili językiem, którego nie znam. Jedynie znajomo brzmiało zgadnijcie co? Ela…

Po przejściu kilku kilometrów moje zmęczenie sięgnęło zenitu i dałem człowiekom do zrozumienia, że czas wracać do domu. Pomyślałem- taki kawał będziemy szli z powrotem? Jedźmy trolejbusem- przecież mam za darmo. I tu niespodzianka, bo pojechaliśmy czymś innym. W życiu czegoś takiego nie widziałem! Najpierw bramki, do których przykłada się bilet i wtedy one się otwierają i można przejść dalej. Ale że ja jestem mały to mogłem przejść bez biletu. Chwilę postaliśmy i nagle…..Jest nasz kolejny środek transportu! Ja Cię nie mogę ale odlot! Jako fan wszelkich środków transportu byłem naprawdę zaskoczony. Przyjechał po mnie pociąg- kto by pomyślał! Ale to nie był taki zwykły pociąg jak myślicie tylko podziemny. U mnie na wiosce tego nie było a w Atenach mają coś takiego i nazywa się metro. Są różne kolory i do mojego domu jedzie kolor zielony.  Powiem Wam, że warunki o wiele lepsze niż w autobusie. Miałem miejsce siedzące, przy oknie.

W sumie to trochę bez sensu, bo metro jechało w tunelu i widoków nie było żadnych ale sami wiecie, że miejsca przy oknie są fajne. Znowu kilka osób uśmiechało się do mnie i pokazywali mnie sobie palcem- muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że tak wielkiego rozgłosu. Znowu minęło parę minut i słyszę: „ Morrisku wysiadamy”.  Dotarliśmy do domu, było już naprawdę późno a ja zmęczony zapamiętywaniem wielu szczegółów szybko usnąłem.

c.d.n.