Archiwum październik 2020, strona 1


Psieprowadzka - wyprowadzka
Autor: morris2016
Tagi: pies w samochodzie   Przeprowadzka z psem   pies w podróży   pies na statku   długa podróż z psem   karmienie psa w podróży   pies w Grecji   daleka podróż z psem  
20 października 2020, 00:15

HAU!!!

 

Jestem Morris

To ja

 

Jestem małym czteroletnim pinczerem, a właściwie największym na świecie - nie boję się żadnego psa. W sumie to im większy, tym lepiej (pod warunkiem, że jest za płotem :)   )

Do tej pory mieszkałem w małej wiosce w Niemczech przy granicy z Polską. Było tam dużo trawy, drzew, pól, łąk, drzew, ogólnie dużo miejsca i dużo drzew (bo lubię sikać na drzewa).

Żyłem sobie spokojnie - spałem, biegałem, bawiłem się, spałem, jadłem, znowu troche spałem i jadłem smakołyki (ale nie wszystkie, bo świnią przecież nie jestem) . Ogólnie to lubiłem swoje dotychczasowe życie. W Niemczech biegałem za człowiekami, ale też za innymi psami. Miałem tam wielu psijaciół - Bruno, Rysia , Mika, Mori , Lusia, mały Alvin, który chyba za mną nie przepadał (zresztą o Alvinie dużo można by było gadać - kiedyś Wam opowiem),  kuzyn Miki (ale on z Polski czasami przyjeżdżał w niebieskim Vanie), kuzynka Yoda - jej za dobrze nie znałem, kilka razy się z nią widziałem, ona też gdzieś wyjechała (będę o niej pamiętał), Agar, Lola, ale najbardziej lubiłem bawić się z sąsiadką Neli - to był doberman, ale się lubiliśmy, choć czasami broniła swoich kur przede mną, niestety była już stara i wyjechała na ostatnią wycieczkę. Nie wiem dokąd ale długo już jej nie ma i płakałem za nią.  

 

To kilkoro moich psijaciół: 

- ciocia Yoda             - sąsiadka Neli         - Bruno     - kuzyn Miki

 

 

 - kuzyn Ciastek

 

 

Pewnego dnia w moim domu zaczęło ubywać mebli, które lubiłem czasami obsikać. Wszystko dziwnie zmieniało miejsce i zrozumiałem, że coś się dzieje. Ale udawałem, że mnie to nie rusza (choć stresik był). Ale jak już zabrali moje łóżko, na którym pozwalałem spać człowiekom to już była przesada.

 

I rzeczywiście żartów nie było. Pewnego dnia zaczęły też znikać wszystkie moje zabawki. Szukałem ich wszędzie. Pytałem nawet sąsiadującego z moim terenem koguta czy nie widział moich zabawek, bo myślałem że to jego sprawka - że to za te poobgryzane pióra u kur i za wyjadanie karmy z kurnika.

 

Ale nie ! Kogut milczał, bocianów w tym roku nie było, więc monitoring podwórkowy nie działał. Nikt nic nie wiedział! A moje człowieki tylko mówili " będzie fajnie, będzie fajnie". Ale o co chodzi?!

I pewnego dnia moje zabawki się znalazły - na tylnym fotelu mojego samochodu. To była szybka akcja - wpadło kilkanaście ludziów, wyściskali mnie, mówili, że będą tęsknić a moje człowieki wsadzili mnie do auta, zapięli pas i zamknęli drzwi. Szok  i niedowierzanie, straciłem kontrolę, przecież jeszcze chciałem pobiegać, kury pogonić, drzewo obsikać. 

Kury szybko zorientowały się w sytuacji i zaczęły machać skrzydłami - że to niby na pożegnanie?!

 

Nie byłem w stanie już nic zmienić. Brama się zamknęła i pojechaliśmy.

 

I wyglądało to mniej więcej tak:

 

 

 

Usnąłem szybko, byłem już tym wszystkim zmęczony ......

 

c.d.n.