Archiwum październik 2020


Moristoteles podbija Grecję cz. 2
Autor: morris2016
Tagi: długa podróż z psem   karmienie psa w podróży   pies w Grecji   daleka podróż z psem   pies na statku   pies w podróży   pies w samochodzie   Przeprowadzka z psem  
28 października 2020, 20:37

Hau!!!

 

To znowu ja

 

Miałem rację, dobrze podsłuchałem, jedziemy dzisiaj na wycieczkę. Ahoj psigodo!

 

Człowieki krzątają się po domu, pakują rzeczy ale tak żebym nie widział. Bo jak widzę torby to mam napady paniki – piszczę, biegam za ich nogami, bardzo się stresuję, że mnie zostawią. Daję im do zrozumienia i pokazuję wzrokiem, gdzie leżą moje przybory wyjściowe (smycz i szelki). Dzisiaj spisali się na medal. Zorientowali się o co mi chodzi. Jadę z nimi 😊

Wsiadam do auta. Już nie jest tak ciasno jak było, gdy jechałem do Grecji. Moja mata w końcu jest rozłożona w całości. Mam na niej swój kocyk, dzięki temu wszyscy są zadowoleni. Ja się nie ślizgam a siedzenia są czyste. Choć mata niekoniecznie.

 

Ruszamy. Przysłuchuję się rozmowie i słyszę, że jedziemy do jakiegoś Agios Nikolaos. Co to jest? – się pytam. To mała wysepka oddalona o 55 km od mojego nowego domu. Połączona z lądem drogą o szerokości około 50 m. Więc domyślam się, że wjedziemy na nią samochodem.

Dobrze, że znam człokowiekowy język. Trochę się już znamy, więc powiem Wam coś w tajemnicy. Czasami myślę, że najbardziej inteligentną istotą wśród naszej trójki jestem ja. Dlaczego? Otóż ja rozumiem niektóre słowa w ich języku, ale oni nie rozumieją ani jednego w psim języku. Wnioski nasuwają się same…

Wracając do podróży, po drodze mijamy jakieś kolumny, domy, sklepy, samochody i … po prawej widzę duuuużo wody a po lewej duuuże góry. I wydaje się, że zaraz wysiadamy. Ale nic bardziej mylnego. Moje człowieki zawsze coś wymyślą i przeciągną, mnie biedaka, na drugą półkulę. Tymczasem jedziemy dalej i dalej. Nagle czuję, że zjechaliśmy z drogi – czuję a nie widzę, bo byłem załatwić kilka spraw w krainie snów. Pomyślałem sobie – czas wracać do rzeczywistości, ktoś musi ogarnąć sytuację. Gdy wzrokiem znalazłem miejsce parkingowe to włączyłem program piszczenie i merdanie ogonem. Ten program zawiera też aktualizację – szczekanie. I poszło na całego. Zjechaliśmy z drogi, wjechaliśmy na piach, przez moment woda po obu stronach i nagle ostro pod górę i jest -  parking. Moja radość była psieogromna. Wysiadamy. Mogłem pobiegać bez smyczy.

Podczas gdy zaznaczałem swój tymczasowy rewir i oznaczałem miejsce parkingowe, człowieki wzięli dla mnie ręcznik (cztery lata już z nimi mieszkam a oni dalej nie wiedzą, że ja nie pływam), psiekąski bo przecież nad wodą zawsze jest się głodnym, wodę w mojej super butelce i idziemy na wyprawę.

Biegnę przez krzaki, przez kosodrzewinę (czymkolwiek to jest, ale mądrze brzmi), nagle skały a ja biegnę dalej.

Ale …. Przepaść. Ogarnął mnie paraliżujący strach. Od razu przypomniałem sobie najpiękniejsze chwile z życia (takie migawki) a pani mówi, że mamy zejść na dół. Chce mnie wziąć na ręce, ale mój Pan się nie zgadza. Mówi: „Morris przestań się mazać. Jesteś facet – idziesz na piechotę”. No dobra – myślę. Jak mus to mus. Jakoś zszedłem. Widzę przed sobą romantyczną plażę. Od razu pomyślałem o Rysi, Neli i innych moich psijaciółkach.

Toboły rozpakowane. Możemy zacząć zabawę. I …..

Wydarzyło się coś, czego nikt nigdy by się nie spodziewał. Tragedia. Urzeczywistniły się moje najgorsze koszmary z dzieciństwa. Tego już się nie da cofnąć. Nie wiem jak mam wam o tym pisać. Nawet jak teraz o tym myślę to chce mi się płakać.

Powiem Wam, bo chcę mieć to już za sobą, choć mam kluchę w gardle: CZŁOWIEKI ……. NIE …….. WZIĘLI ……. MOJEJ PIŁKI !!!!!!

Patrzę im w oczy i czekam na wyjaśnienia. A oni co? Słodka minka, maślane oczka i taki tekst do mnie: „Nic się nie stało Morrisku, chodź – znajdziemy patyka”. Myślę sobie – dobra nie będę robił scen z powodu ich lekkomyślności. Jestem już dorosły. Pobawię się tym patykiem, żeby było im miło. Przecież nie będę siedział obrażony na takiej pięknej plaży.

Kiedy rzucili mi tego patyka – zapomniałem o ich niefrasobliwości.

 

Pobiegłem za kijem, ale że podłoże było mi obce – piach i kamienie (wolałbym świeżo skoszoną trawkę) – położyłem się na kamieniu, właściwie to na ręczniku i zacząłem zjadać tego patyka.

Nawiasem mówiąc, nie rozumiem idei wrzucania mi patyka do wody. Człowieki wrzucają a ja muszę się później nakombinować, jak go wyjąć nie wchodząc do wody. To po co go wrzucają, jak trzeba go wyciągać? Czasami myślę, że on im tam po prostu wpada sam.  Na szczęście jak mieszkałem w Niemczech to nabrałem doświadczenia w radzeniu sobie z takimi sytuacjami.

Mój pan poszedł pływać więc musiałem mieć na niego oko, bo pani pływać nie umie. Kto by go uratował, jeśli nie ja?

Pomoczyłem łapki, popilnowałem Pana i mówię – wychodź człowieku. Wyszedł. Dobry człowiek.

Wysechł, ubrał się i poszliśmy obejrzeć kawałek wyspy. Uszliśmy kilkadziesiąt metrów, poobserwowałem okolicę i powrót do auta.

 

Dzięki mojemu węchowi i temu, że zaznaczyłem miejsce parkingowe znaleźliśmy samochód. Jedziemy do domu. Chciałem pomóc w nawigacji, ale byłem już tak zmęczony, że oczy mi się same zamykały.

Dojechaliśmy do domu i padłem jak dziki pies.

 

c.d.n.

  

 

Moristoteles podbija Grecję cz. 1
Autor: morris2016
Tagi: długa podróż z psem   karmienie psa w podróży   pies w Grecji   daleka podróż z psem   pies na statku   pies w podróży   pies w samochodzie   Przeprowadzka z psem  
25 października 2020, 19:47

Hau!!!

To znowu  ja 

 

 

Cieszę się, że was nie zanudziłem moim psim życiem i miło mi że jesteście ze mną. W nagrodę jak mnie odwiedzicie dam się wam pogłaskać.laughing

 

Pierwsza noc psiespana w całości. Nie mogę się już doczekać zwiedzania okolicy. Obudziłem moją Panią o 7:40 (czyli w starym domu byłaby 6:40).

 

Moja Pani się stresowała, ale okazało się, że koło domu jest całkiem sobie niezły skwerek. Poznałem juz chyba z sześciu nowych kumpli. A ich cżłowieki zaczęli do mnie mówić ela, ela. Ale bardzo psiepraszam, ja na Elę nie wyglądam. Moja Pani też była nieco zdziwiona. Więc po powrocie do domu zajrzała do mądrych książek i wszystko się wyjaśniło. Eλα to po grecku chodź, i teraz wołają do mnie Morris Ela - mam dwa imiona, coś w stylu Jan Maria .... undecided.

 

 

 

Ten dzień był poświęcony na porządki. Trochę pomagałem i ciągałem szlafrok z sypialni do salonu przez balkon, ale mojej Pani to chyba nie pasowało bo denerwowała się na mnie. Kupili nowe firanki, więc chciałem im pomóc i zobaczyć czy się nadają. Ale się tym zmęczyłem, więc poszedłem spać. 

 

Nim się obejrzałem człowieki założyli buty. "Super idę na spacer!", ale co to? Drzwi od przedpokoju zostały zasunięte. "Zostaję?cryO nie!".

Nie było ich chyba z pół dnia. Ale w końcu przyszli. Nakrzyczałem trochę na nich, że za długo ich nie było i Pani jednak zabrała mnie na spacer.

 

Gdy wróciliśmy, zaczęło się rozpakowywanie prezentów dla Morrisa. Lubię prezenty. Dzisiaj dostałem nowe legowisko i dużo smakołyków. Pochowali je, żebym nie zjadł wszystkiego od razu. I tak wiem gdzie są, mam swoje sposoby żeby je dostać.   

 

Wieczorem poszliśmy po chleb, ale do piekarni nie chcieli mnie wpuścić. Więc poczekałem na krześle przed wejściem, jak normalny, grzeczny pies. Człowieki dziwnie się patrzyli i śmiali się ze mnie - albo do mnie (nie wiem). Nie wiedziałem czy coś mi się przykleiło do ogona czy co?

 

 

Po powrocie widzę, że wszyscy szykują się do spania. Zrozumiałem, że na załatwienie swoich spraw na dworzu będę miał tylko trzy szanse w ciągu dnia. Muszę wynegocjować lepsze warunki. Jakoś sobie z tym poradzę, wiecie - słodkie oczka, podam łapę i się uda - moja Pani zawsze po tym mięknie. 

 

I tak mi minął dzień. Szału nie było. Ale nowe wyrko mam.

 

 

Coś słyszałem o jakiejś jutrzejszej wycieczce. Poczekamy, zobaczymy.

 

Jutro napiszę Wam jak było 

 

 

c.d.n.

Psieprowadzka - podróż cz. 3
Autor: morris2016
Tagi: z czym spotkałem się p   ale mało. Jest tu dużo skwerków   kolumny  
25 października 2020, 11:03

Hau!!!

To znowu  ja 

 

I stało się!  Mieszkam w Grecji, a dokładnie w samym środku Aten. Podobno jakieś znane miasto. Mają tu jakieś duże głazy, kolumny, ruiny itp. Ale nie pytajcie mnie o zdanie, bo jeszcze nie jestem gotowy powiedzieć co myślę – wypowiem się za jakiś czas.

 

Martwiłem się czy będą drzewa. No są. Tylko jakieś takie wyrośnięte.

 

Po nich już nie poskaczę, a zdarzało się łazić w dzieciństwie po drzewkach.

 

Trawka? Też jest, ale mało. Jest tu dużo skwerków, ale zanim do nich dojdę to wszystko załatwię po drodze.  Ogólnie to asfalt, kostka chodnikowa i krawężniki – więc szału dla mnie nie ma. Jednak moje człowieki o mnie dbają i kilka razy dziennie moje łapki na trawce staną.

 

Mój nowy dom też nie jest zły. Mam dużo miejsca do biegania i w środku i na tarasie. Ale między 14:30 a 17:30 biegać mi nie wolno – a wtedy najbardziej się chce. Człowieki z sąsiedztwa wtedy śpią, moje człowieki zresztą czasami też. I ja wtedy z nimi. Bo co mam ze sobą zrobić?

 

Poza tym jest tu coś, z czym spotkałem się pierwszy raz w życiu. Na klatce schodowej jest taki mały pokoik. Rano, jak idę siku, to zawsze do niego wchodzę. Potem nie wiem co się dzieje, czy przenoszę się w czasie czy co, ale jak pokoik się zatrzyma to już jestem prawie na dworze a mieszkam wysoko.

 

Moi kochani!  Wszyscy wiemy, że nasza pamięć jest zawodna, dlatego dla psipomnienia napiszę Wam wszystko co jest potrzebne do psieprowadzki do Grecji albo nawet do samego psiejazdu samochodem.

1.       Chip – to małe urządzenie które duuuuużą strzykawką dają nam psom pod skórę. Z reguły dostaje się to jak jest się szczeniakiem. Ale nie wszyscy wiedzą, że ten chip jest bezużyteczny jak się go nie zarejestruje na www.safe-animal.pl . Przed wyjazdem warto to sprawdzić. Moje człowieki sprawdzili i są tam wszystkie moje dane z adresem, ich numerem telefonu, dobrze, że nie kazali numeru łapy i długości ogona wpisać. Co na to RODO?

2.       Paszport – kosztuje około 50 zł. Twój człowiek (ten który jest wpisany w Twoją książeczkę zdrowia) wykona go u Twojego psiego doktora – trwa to 10 minut. Możesz wstawić tam swoje zdjęcie lub odcisk łapy – możesz to zrobić później w domu.

3.       Książeczka zdrowia ze wszystkimi podstawowym szczepieniami i aktualne szczepienie na wściekliznę.

4.       Nie możesz mieć robaków. Więc około 14 dni przed wyjazdem musisz wziąć tabletkę, którą dostaniesz od doktora. Jest bardzo dobra – smakuje jak czekolada – nie pytajcie skąd wiem 😊

5.       Do podróży dobrze, żebyś miał matę na siedzenie, bo człowieki się zdenerwują gdy zabrudzisz sierścią i łapkami auto, a przy tak długiej podróży na 100% je zabrudzisz.

6.       Podróż musisz odbyć w smyczy. To specjalna smycz, którą zapina się do pasa lub do zagłówka (taką ja miałem). To jest potrzebne żebyś sam sobie i nikomu z pasażerów nie zrobił krzywdy podczas hamowania lub wypadku. Nie martw się – człowieki też mają podobne smycze 😊

7.       Na podróż twoje człowieki na pewno kupią ci miskę do wody. Są takie miski jak moja, gdzie wlewa się wodę do butelki i gdy potrzeba na przystanku przelewa się ją do miski, lub są miski szmaciane nie przepuszczające wody.

8.       Piłka do zabawy podczas przystanków.

9.       Na statek potrzebny jest ci kaganiec, nawet jak masz słodką mordkę jak ja. Człowieki mieli dla mnie, ale nie zakładałem go – nikt tego nie sprawdzał. Może jak jesteś większy niż ja (choć nie sądzę) to już będzie inaczej. Ale musisz go mieć.

10.   Na statku weź z samochodu wszystkie zabawki, które potrzebujesz, bo jak statek płynie to auto jest zamknięte.

 

11.   Moje człowieki na statku wykupili dla mnie kajutę. Gdyby tego nie zrobili to siedziałbym w specjalnej klatce na górze statku. Nie wiem jak wy ale ja tego bym nie zniósł. Zresztą słyszałem od człowieków, że ta kajuta to dobry pomysł, bo inaczej musieliby siedzieć w jakiejś dużej sali na fotelu. A podróż trwała 8 godzin. Są też trasy które trwają 36 godzin (Wenecja-Patra), 16 godzin (Brindisi-Patra), i inne. A tak to odpoczęli i ja też.

12.   Przed wyjazdem warto odmówić sobie kilka schaboszczaków – gdy ważysz do 6 kg bilet kosztuje 15 Euro, a jak powyżej to 30 Euro . Uważam, że to niesprawiedliwe bo gruby nie jestem a zapłacili za mnie 30 Euro (czyli jestem w tej cenniejszej grupie )

13.   Nie zdziwcie się jak na waszym bilecie nazwą was PET – zaciśnijcie zęby i przyjmijcie to na klatę – nic  nie zmienicie – tak nazywasz się na statku. Nie próbuj podróżować na gapę – kary są wysokie a szansa duża, że ktoś się zorientuje. Ja byłem jedynym psem na statku więc jedno moje  szczęknięcie sprowadziło by problemy – ludzie nie szczekają – nie wywinąłbym się od kary.

14.   Na statku pomimo tego, że masz bilet nie możesz wchodzić do restauracji i zamkniętych pomieszczeń – wyjątek jest taki, że z kajuty szybciutko możesz wyjść korytarzem na zewnątrz i z powrotem.

 

Jeżeli będziecie mieli jakieś pytania to podnieście łapę i w komentarzu je zadajcie. Chętnie odpowiem.

 

A teraz zbliża się godzina 14:30 – idę spać.

Następne informacje będą zatytułowane : „Moristoteles podbija Grecję”. Będę tu opisywał swoje wycieczki i spostrzeżenia, które mogą wam się przydać gdy przyjedziecie do mnie w odwiedziny.

 

Psieprowadzka - podróż cz. 2
Autor: morris2016
Tagi: długa podróż z psem   karmienie psa w podróży   pies w Grecji   daleka podróż z psem   pies na statku   pies w podróży   pies w samochodzie   Przeprowadzka z psem  
22 października 2020, 11:40

Hau!!!

 

To znowu  ja  

 

Powiem Wam coś niewiarygodnego!

Wstaję rano, duszno jak nie wiem co, ledwo przestał deszcz padać. Wychodzę na dwór, wiadomo tu drzewko, tam krzaczek, swoją drogą na pomarańcze jeszcze nigdy nie sikałem. Ale spoko, powiem wam, że szału nie ma, tzn. za pierwszym sikiem zawsze jest, ale później już normalnie, jakbym sikał na dęba, akacje czy sosnę. Ale ja tu o sikaniu, a miałem powiedzieć o niespodziance jaka mnie spotkała z samego rana.

 

Słowem wstępu, wiecie jakie są włoskie dziewczyny – psie tak samo jak człowiekowe. I ja ci tu rano obrządki wokół siebie robię, siku na pomarańcze, kupa na igły z jakiejś wielkiej sosny odwracam się i ….    dwie takie sunie, że ja cię nie mogę. Podeszły i wołały mnie zza płota, więc nie czekając długo podleciałem na spotkanie. Jedna blondyna, druga ciemna, a płot z szerokimi szczeblami więc raz, dwa i już byłem koło nich. Ale zaraz słyszę, że moje człowieki wołają:  ” Morris, Morris gdzie jesteś?” no i zawsze jak się cieszę, że ich słyszę to teraz wolałbym być głuchy. Ale nie ma co ryzykować wykładu – wracam, ale co popatrzyłem i powąchałem to moje😊

Ale to nie koniec. Człowieki się pakowali a tu podbiegła gospodyni (psia oczywiście), latała wokół mnie, ale jakoś nie do końca byłem zainteresowany. Dlaczego? Już odpowiadam – cierpliwości moi kochani. Obwąchałem i z doświadczenia wiedziałem, że mam do czynienia z młodocianą, a że nie znam włoskiego kodeksu psiego to mówię – nie ruszam.

 

 

Człowieki oczywiście zafascynowani młodocianą więc latała koło nich, a że sprawiało im to radość to też zacząłem tak robić, odganiając nieco dzieciaka. Figle jednak niebawem się skończyły. Auto zapakowane i słyszę: „Morris – jedziemy”, myślę sobie – o nie, znowu dwa dni leżenia w aucie.

 

Ale podróż była krótka – 15 minut i przystanek, pomyślałem, że sobie siknę, ale nie. Człowieki uchylili mi okna, bo było gorąco, powiedzieli, że zaraz wracają i poszli. Nie wiem co tam robili, nie było ich jakby 3 godziny, chociaż wrócili po pięciu minutach; bardzo się bałem, ale byłem dzielny – nic nie zepsułem. Przynieśli mi jakiś bilet i zaczęli na mnie mówić PET - że niby zamiast Morris na bilecie napisali PET. Nie umiem jeszcze czytać, ale z tego co słyszę to w moim imieniu nie ma ani litery P ani E ani T więc coś chyba pomylili. A oni to niby co mają tam napisane?  Poza tym do trzech umiem liczyć, bo na trzy zawsze biegnę za piłką. Ale biletów było więcej – jakąś psiapsiółkę jednak z Włoch mi wzięli? Później okazało się, że ten czwarty bilet był na jakiegoś Captura – nie wiem, nie znam może to ich kolega, albo auto tak głupio nazwali? Jak będę starszy to ich o to zapytam.

 

 

Ruszyliśmy dalej. Droga nie była długa – 1 minuta. Zatrzymaliśmy się na jakimś parkingu, gdzie nikogo nie było. I mogłem pobiegać bez smyczy - pierwszy raz od trzech dni. Nawet nie wiecie co za ulga, robić kupę bez widowni. 

Moja radość trwała z godzinę, gdy nagle znowu hasło Morris … PŁYNIEMY. O, jakaś zmiana – pomyślałem. Może będzie ciekawie – pomoczę pazurki w wodzie, bo dalej nie wchodzę. Ale jak zobaczyłem ten ponton, którym mamy płynąć to pomyślałem, że to nie będzie dobry pomysł – aż tak długich łap nie mam.

Wjechaliśmy bardzo wysoko. Człowiekom przed wjazdem sprawdzali temperaturę a mnie chyba nie widzieli – więc zacząłem szczekać i pokazywać im moje białe zęby i to chyba wystarczyło, żeby zobaczyli, że jestem zdrowy, bo już badanie temperatury sobie odpuścili.

 

Na górze przypięli moje auto pasami do podłogi. Po co – przecież do góry nie poleci – pomyślałem, ale dorośli są – wiedzą co robią. Weszliśmy do środka, bez auta, bo przecież pasami przypięte – niech wie jak to jest tyle godzin na smyczy.

Otworzyli mi drzwi obwąchałem nowy pokój i mówię – idę spać a wy patrzcie na mnie i pilnujcie mojej smyczy. Tylko zastanawiałem się, gdzie będzie spał mój Pan? 

 

 Zdrzemnąłem się ze 3 godzinki i myślę - czas obsikać jakieś drzewo. Popiszczałem, podrapałem po ręce człowieków no i się domyślili. Muszę przyznać, że szybko już łapią o co mi chodzi.

Więc wyszliśmy na dwór i …. Ja ci tu patrzę w lewo, w prawo, świeże powietrze - jest, niebo – jest, wszystko niby normalnie, ale ani drzew, ani krzaków, ani traw, ani nawet grama ziemi. Tylko beton, stal i duże jezioro. Trochę się wystraszyłem, że niby gdzie ja jestem? Pomyślałem, że skoro człowieki się nie boją i się uśmiechają to ja też nie mam się czego bać. Siknąłem na płotek, posiedziałem na ławce, zachód słońca obejrzałem – pomyślałem przy tym o tych suniach co je we Włoszech zostawiłem i poszliśmy znowu do pokoju zdrzemnąć się.

    

 

 

Ale zmęczony tak bardzo nie byłem – bo i czym? Więc powtórka – słodkie oczy, drapanie po rękach, piszczenie i nie mieli wyjścia ani serca, żeby zostać w pokoju -czas na spacer. Tym razem już było ciemno. Widziałem lampy daleko na brzegu. Słyszałem że jesteśmy już koło Grecji przy granicy  z Albanią , a po prawej widać Korfu, taka wyspa gdzie człowieki odpoczywają. Została godzina do końca podróży.

Weszliśmy na samą górę statku. Przechodziliśmy przez takie strasznie zimne pomieszczenie, gdzie nie mogłem wejść. Ale człowieki wzięli mnie na ręce, że niby będę wtedy niewidzialny. Siedzieli tam wszyscy którzy nie wykupili sobie kabiny. Człowieki początkowo też chcieli tak płynąć, ale mówili, że ja wtedy musiałbym siedzieć w klatce. Że w czym, proszę? – pytam, co ja jakaś kura jestem, że w klatce będę siedział?  Weszliśmy po kolejnych schodach. I tam zobaczyłem o czym mowa – klatki dla zwierząt człowieków, którzy nie wzięli kabiny. Przeżyłem wstrząs. Od razu wszedłem i sprawdzałem po kolei czy któryś z moich kumpli tam w pace nie siedzi – bo wziąłbym go do mojej kajuty, w końcu była dwuosobowa, a ja zająłem tylko jedno łóżko. Ale na szczęście nikogo tam nie było. Pomyślałem, że gdyby człowieki nie wzięli kajuty – to siedziałbym tam zupełnie sam. A wtedy na pewno bym krzyczał ze strachu.

I tu taki mój psi apel: Człowieki ! Nie róbcie tego swoim psijaciołom i nie zamykajcie ich w klatkach

Dobra, schodzimy na dół, nie mogę więcej na to patrzeć. Weszliśmy znowu do pokoju i nim się obejrzałem trzeba było wsiadać do samochodu. Ale on przecież jest na smyczy, kto go odepnie?

Zaraz problem się rozwiązał, przyszedł człowiek i to zrobił. Teraz znowu ja jestem na smyczy i jedziemy dalej. Zjechaliśmy ostro w dół ze statku i wyjeżdżamy z portu. Ale co to? Niebieskie światełka. Dyskoteka? Czyli będą jakieś psiapsiółki? Nie. To policja. Sprawdzają dokumenty człowiekom, bo moich znowu nie chcą, ale już byłem zmęczony i nie chciało mi się tłumaczyć, że specjalnie na tę okoliczność mam nowy paszport. Człowieki musieli sprawdzić czy nie mają korony.

A tak nawiasem mówiąc, nie wiem o co tyle krzyku. Też kiedyś miałem koronę. Wielkie mi HAU. Patrzcie, żeby nie było, że ściemniam:

 

 

Po testach ruszyliśmy dalej. Przed nami 500 km. Z drogi niewiele pamiętam, bo prawie całą  psiespałem -  przecież była noc, a w nocy jak wiemy wszystkie normalne psy śpią. Pamiętam tylko, że na mój wniosek, zatrzymaliśmy się na kupę koło bramek do płacenia za przejazd pod tunelem – ale że to już Grecja, tu wszędzie można się zatrzymać. A druga rzecz, jaką pamiętam, to bardzo dużo zakrętów i to, że człowieki chcieli coś zjeść, ale przez wirusa po godzinie 24 wszystko już było zamknięte. Na szczęście ja miałem całą torbę jedzenia. Sucha karma i psiekąski są najlepsze na drogę.

 

Nagle czuję, że mój samochód zatrzymał się na dobre. Pani wysiadła i przyszedł jakiś koleś. Rozmawiał z moim panem. Chciałem się wtrącić więc go obszczekałem. Ale widzę, że to swój chłop to mu odpuściłem. Wysiadłem i wbiegłem z Panią na górę. Nie wiedziałem, gdzie jestem. Wszystko zacząłem wąchać, ale jak zobaczyłem duże łóżko to musiałem je przetestować. Zaraz przyszedł Pan i nawet nie wiem kiedy, moje oczy się zamknęły. To był dłuuuugi dzień.

 

 

c.d.n.

 

 

  

Psieprowadzka - podróż cz. 1
Autor: morris2016
Tagi: Przeprowadzka z psem   pies na statku   daleka podróż z psem   pies w Grecji   karmienie psa w podróży   długa podróż z psem   pies w samochodzie   pies w podróży  
20 października 2020, 21:03

HAU!!!

 

 

To znowu ja :)  

 

Więc jedziemy. Pogoda jest ładna - jak na podróż, bo dupki w wodzie dzisiaj bym nie zanurzył (w sumie nie zanurzyłbym jej nawet jakby było 30 stopni - przecież woda jest mokra, po co sie moczyć? )

 

Teraz już wszystko wiem - podsłuchałem jak człowieki ze sobą rozmawiali. Jedziemy do Grecji - nie wiem gdzie to jest, ale drzewa tam chyba mają.

 

I nagle zaczęło mi się to wszystko układać. Juz kilka miesięcy temu byłem u psiego doktora. Zrobił mi badania wymagane do wjazdu do Grecji i przekraczania granic europejskich, szczepienie na wściekliznę, sprawdził chipa, dał tabletki żeby robaki wylazły i zrobił mi nowy paszport bo stary zgubiłem. Wrzucili mnie do jakiejś aplikacji (randkowej ?  )  www.safe-animal.eu tam człowieki mnie zarejestrowali w razie jakby mnie zgubili. Ale będę się ich trzymał bo dobrze mi u nich. 

Wiem że mieli jakiś problem z podróżą, bo ten wirus w koronie jest wszędzie. I najpierw mieliśmy jechać przez Polskę, Czechy, Słowację, Serbię i do Grecji, ale człowieki się dowiedzieli że lepiej teraz w wirusie nie opuszczać Unii Europejskiej i podróż zamiast przez Serbię miała być przez Węgry, Rumunię i Bułgarię. Ale krótko przed wyjazdem okazało się że testy trzeba robić. Chcieli tego uniknąć (bali się czy co? ).

Postanowili jechać jeszcze inną drogą. Przez Niemcy, Austrię, Włochy i statkiem do Grecji . Statkiem??? Wody nie lubię ale na statku przecież się nie zamoczę. Nawet lubię statki. Pływałem kilka razy takim wielkim statkiem z moim człowiekiem po jeziorze koło domu. 

 

 

 

 

Ale wróćmy do podróży. Najpierw pojechałem z moją Panią do Szczecina, a mój Pan był w drugim dużym aucie. Wolałem z nim jechać bo tam więcej widać, więc w Szczecinie już się przesiadłem.

 

Pojechaliśmy do mojego drugiego kuzyna Ciastka - to owczarek Colie ale jest już stary i po wypadku wiec jak mnie widzi to sikniemy wspólnie na trawkę i on idzie załatwiać swoje sprawy a ja swoje. Czasami myślę, że on prowadzi podwójne życie - jedno na jawie a drugie to jak śpi :)

 

Tam mnie znowu wyściskali ale nie narzekałem bo bardzo to lubię. Później podjechałem jeszcze do drugiego kuzyna Mikiego, obwąchaliśmy się, dałem mu kilka wskazówek jak można spędzać ciekawie dzień w domu i w drogę.

 

Spałem, dopóki nie poczułem, że samochód zwalnia. Korek. Musiałem zobaczyć co się dzieje!

 

 

Ale że miałem specjalny pas, to mogłem tylko trochę się wychylić - może i lepiej, bo nie dało się wyskoczyć, a jak było ostre hamowanie jeden raz to nic mi się nie stało. Zresztą słyszałem, że bez tego pasa dostanę mandat, ale ja nie mam kasy, mam tylko słodkie oczy i pysk, ale to na policjantów nie działa - oni mają chyba wszyscy same koty. Za zaoszczędzone pieniądze z mandatów (których nie dostaliśmy) - człowieki kupili mi nowe piłki.No i super- piłek nigdy dość, bo zawsze się jakaś zgubi i później zamiast od razu się bawić to muszę iść jej szukać.

 

 

Po 40 minutach znowu przyśpieszyliśmy. Ale co? SIKU. SIKU MI SIĘ CHCE. Zacząłem piszczeć, szeptać i w końcu się zatrzymali.

 

Szybkie siku, kupa i .... zrobiłem się głodny. Dobrze, że babcia zrobiła mi kurczaki na drogę. Ale człowieki też byli głodni więc się z nimi podzieliłem. Zjedzone.Kości zostały wyrzucone. Teraz bym się czegoś napił. Wodę miałem w takiej fajnej butelce, która ma przymocowaną miskę więc mogłem się wygodnie napić. 

 

Jedziemy dalej  i dalej ....  i dalej. Zasnąłem.

 

Dobrze, że miałem swój szlafrok ! Bez niego nie mogę zasnąć. Jak byłem mały to moja Pani brała mnie na kolana, gdy pracowała przy komputerze, a ja leżałem wtulony w szlafrok. On już jest stary więc Pani go nie nosi i podarowała mi go w prezencie. W sumie to zawsze myślałem, że on jest mój no ale niech jej będzie. Jest różowy - wolałbym inny kolor, ale cóż..to moja prywatna sprawa. Zawsze wieczorem musze go pociumkać z godzinę, wtedy jestem spokojniejszy i mogę iść spać. Moi mówią, że to choroba sieroca bo za wcześnie zabrali mnie od mamusi ale ja tam nie wiem. Sam nie wiem czemu to robię. Ale szlafroka nie oddam.

       

 

Po drodze mieliśmy dużo przystanków. Ciągle pytałem: "daleko jeszcze?" a oni:  DALEKO!!!

 

 

Najdłuższy przystanek mieliśmy w Austrii w nocy - ale padał deszcz dlatego nawet nie chciało mi się wychodzić. Niestety instynkt mówi - idź siku - i poszedłem. Pojechaliśmy dalej. Minęliśmy deszcz i zrobiło się cieplej, jakby to lato było. A ja już zacząłem wymieniać futro na zimowe - ale mnie załatwili. 

 

Jechaliśmy dalej aż do Brindisi - 2100 km od mojego rodzinnego domu. Nawet z moim doskonałym węchem już tam nie trafię. Wjechaliśmy na jakieś podwórko, dostaliśmy pokój, łóżko i zmęczeni podróżą wszyscy szybko usnęliśmy.

 

A rano .... niespodzianka:)

 

 

 

C.d.n.