Archiwum 20 października 2020


Psieprowadzka - podróż cz. 1
Autor: morris2016
Tagi: Przeprowadzka z psem   pies na statku   daleka podróż z psem   pies w Grecji   karmienie psa w podróży   długa podróż z psem   pies w samochodzie   pies w podróży  
20 października 2020, 21:03

HAU!!!

 

 

To znowu ja :)  

 

Więc jedziemy. Pogoda jest ładna - jak na podróż, bo dupki w wodzie dzisiaj bym nie zanurzył (w sumie nie zanurzyłbym jej nawet jakby było 30 stopni - przecież woda jest mokra, po co sie moczyć? )

 

Teraz już wszystko wiem - podsłuchałem jak człowieki ze sobą rozmawiali. Jedziemy do Grecji - nie wiem gdzie to jest, ale drzewa tam chyba mają.

 

I nagle zaczęło mi się to wszystko układać. Juz kilka miesięcy temu byłem u psiego doktora. Zrobił mi badania wymagane do wjazdu do Grecji i przekraczania granic europejskich, szczepienie na wściekliznę, sprawdził chipa, dał tabletki żeby robaki wylazły i zrobił mi nowy paszport bo stary zgubiłem. Wrzucili mnie do jakiejś aplikacji (randkowej ?  )  www.safe-animal.eu tam człowieki mnie zarejestrowali w razie jakby mnie zgubili. Ale będę się ich trzymał bo dobrze mi u nich. 

Wiem że mieli jakiś problem z podróżą, bo ten wirus w koronie jest wszędzie. I najpierw mieliśmy jechać przez Polskę, Czechy, Słowację, Serbię i do Grecji, ale człowieki się dowiedzieli że lepiej teraz w wirusie nie opuszczać Unii Europejskiej i podróż zamiast przez Serbię miała być przez Węgry, Rumunię i Bułgarię. Ale krótko przed wyjazdem okazało się że testy trzeba robić. Chcieli tego uniknąć (bali się czy co? ).

Postanowili jechać jeszcze inną drogą. Przez Niemcy, Austrię, Włochy i statkiem do Grecji . Statkiem??? Wody nie lubię ale na statku przecież się nie zamoczę. Nawet lubię statki. Pływałem kilka razy takim wielkim statkiem z moim człowiekiem po jeziorze koło domu. 

 

 

 

 

Ale wróćmy do podróży. Najpierw pojechałem z moją Panią do Szczecina, a mój Pan był w drugim dużym aucie. Wolałem z nim jechać bo tam więcej widać, więc w Szczecinie już się przesiadłem.

 

Pojechaliśmy do mojego drugiego kuzyna Ciastka - to owczarek Colie ale jest już stary i po wypadku wiec jak mnie widzi to sikniemy wspólnie na trawkę i on idzie załatwiać swoje sprawy a ja swoje. Czasami myślę, że on prowadzi podwójne życie - jedno na jawie a drugie to jak śpi :)

 

Tam mnie znowu wyściskali ale nie narzekałem bo bardzo to lubię. Później podjechałem jeszcze do drugiego kuzyna Mikiego, obwąchaliśmy się, dałem mu kilka wskazówek jak można spędzać ciekawie dzień w domu i w drogę.

 

Spałem, dopóki nie poczułem, że samochód zwalnia. Korek. Musiałem zobaczyć co się dzieje!

 

 

Ale że miałem specjalny pas, to mogłem tylko trochę się wychylić - może i lepiej, bo nie dało się wyskoczyć, a jak było ostre hamowanie jeden raz to nic mi się nie stało. Zresztą słyszałem, że bez tego pasa dostanę mandat, ale ja nie mam kasy, mam tylko słodkie oczy i pysk, ale to na policjantów nie działa - oni mają chyba wszyscy same koty. Za zaoszczędzone pieniądze z mandatów (których nie dostaliśmy) - człowieki kupili mi nowe piłki.No i super- piłek nigdy dość, bo zawsze się jakaś zgubi i później zamiast od razu się bawić to muszę iść jej szukać.

 

 

Po 40 minutach znowu przyśpieszyliśmy. Ale co? SIKU. SIKU MI SIĘ CHCE. Zacząłem piszczeć, szeptać i w końcu się zatrzymali.

 

Szybkie siku, kupa i .... zrobiłem się głodny. Dobrze, że babcia zrobiła mi kurczaki na drogę. Ale człowieki też byli głodni więc się z nimi podzieliłem. Zjedzone.Kości zostały wyrzucone. Teraz bym się czegoś napił. Wodę miałem w takiej fajnej butelce, która ma przymocowaną miskę więc mogłem się wygodnie napić. 

 

Jedziemy dalej  i dalej ....  i dalej. Zasnąłem.

 

Dobrze, że miałem swój szlafrok ! Bez niego nie mogę zasnąć. Jak byłem mały to moja Pani brała mnie na kolana, gdy pracowała przy komputerze, a ja leżałem wtulony w szlafrok. On już jest stary więc Pani go nie nosi i podarowała mi go w prezencie. W sumie to zawsze myślałem, że on jest mój no ale niech jej będzie. Jest różowy - wolałbym inny kolor, ale cóż..to moja prywatna sprawa. Zawsze wieczorem musze go pociumkać z godzinę, wtedy jestem spokojniejszy i mogę iść spać. Moi mówią, że to choroba sieroca bo za wcześnie zabrali mnie od mamusi ale ja tam nie wiem. Sam nie wiem czemu to robię. Ale szlafroka nie oddam.

       

 

Po drodze mieliśmy dużo przystanków. Ciągle pytałem: "daleko jeszcze?" a oni:  DALEKO!!!

 

 

Najdłuższy przystanek mieliśmy w Austrii w nocy - ale padał deszcz dlatego nawet nie chciało mi się wychodzić. Niestety instynkt mówi - idź siku - i poszedłem. Pojechaliśmy dalej. Minęliśmy deszcz i zrobiło się cieplej, jakby to lato było. A ja już zacząłem wymieniać futro na zimowe - ale mnie załatwili. 

 

Jechaliśmy dalej aż do Brindisi - 2100 km od mojego rodzinnego domu. Nawet z moim doskonałym węchem już tam nie trafię. Wjechaliśmy na jakieś podwórko, dostaliśmy pokój, łóżko i zmęczeni podróżą wszyscy szybko usnęliśmy.

 

A rano .... niespodzianka:)

 

 

 

C.d.n.

 

 

 

Psieprowadzka - wyprowadzka
Autor: morris2016
Tagi: pies w samochodzie   Przeprowadzka z psem   pies w podróży   pies na statku   długa podróż z psem   karmienie psa w podróży   pies w Grecji   daleka podróż z psem  
20 października 2020, 00:15

HAU!!!

 

Jestem Morris

To ja

 

Jestem małym czteroletnim pinczerem, a właściwie największym na świecie - nie boję się żadnego psa. W sumie to im większy, tym lepiej (pod warunkiem, że jest za płotem :)   )

Do tej pory mieszkałem w małej wiosce w Niemczech przy granicy z Polską. Było tam dużo trawy, drzew, pól, łąk, drzew, ogólnie dużo miejsca i dużo drzew (bo lubię sikać na drzewa).

Żyłem sobie spokojnie - spałem, biegałem, bawiłem się, spałem, jadłem, znowu troche spałem i jadłem smakołyki (ale nie wszystkie, bo świnią przecież nie jestem) . Ogólnie to lubiłem swoje dotychczasowe życie. W Niemczech biegałem za człowiekami, ale też za innymi psami. Miałem tam wielu psijaciół - Bruno, Rysia , Mika, Mori , Lusia, mały Alvin, który chyba za mną nie przepadał (zresztą o Alvinie dużo można by było gadać - kiedyś Wam opowiem),  kuzyn Miki (ale on z Polski czasami przyjeżdżał w niebieskim Vanie), kuzynka Yoda - jej za dobrze nie znałem, kilka razy się z nią widziałem, ona też gdzieś wyjechała (będę o niej pamiętał), Agar, Lola, ale najbardziej lubiłem bawić się z sąsiadką Neli - to był doberman, ale się lubiliśmy, choć czasami broniła swoich kur przede mną, niestety była już stara i wyjechała na ostatnią wycieczkę. Nie wiem dokąd ale długo już jej nie ma i płakałem za nią.  

 

To kilkoro moich psijaciół: 

- ciocia Yoda             - sąsiadka Neli         - Bruno     - kuzyn Miki

 

 

 - kuzyn Ciastek

 

 

Pewnego dnia w moim domu zaczęło ubywać mebli, które lubiłem czasami obsikać. Wszystko dziwnie zmieniało miejsce i zrozumiałem, że coś się dzieje. Ale udawałem, że mnie to nie rusza (choć stresik był). Ale jak już zabrali moje łóżko, na którym pozwalałem spać człowiekom to już była przesada.

 

I rzeczywiście żartów nie było. Pewnego dnia zaczęły też znikać wszystkie moje zabawki. Szukałem ich wszędzie. Pytałem nawet sąsiadującego z moim terenem koguta czy nie widział moich zabawek, bo myślałem że to jego sprawka - że to za te poobgryzane pióra u kur i za wyjadanie karmy z kurnika.

 

Ale nie ! Kogut milczał, bocianów w tym roku nie było, więc monitoring podwórkowy nie działał. Nikt nic nie wiedział! A moje człowieki tylko mówili " będzie fajnie, będzie fajnie". Ale o co chodzi?!

I pewnego dnia moje zabawki się znalazły - na tylnym fotelu mojego samochodu. To była szybka akcja - wpadło kilkanaście ludziów, wyściskali mnie, mówili, że będą tęsknić a moje człowieki wsadzili mnie do auta, zapięli pas i zamknęli drzwi. Szok  i niedowierzanie, straciłem kontrolę, przecież jeszcze chciałem pobiegać, kury pogonić, drzewo obsikać. 

Kury szybko zorientowały się w sytuacji i zaczęły machać skrzydłami - że to niby na pożegnanie?!

 

Nie byłem w stanie już nic zmienić. Brama się zamknęła i pojechaliśmy.

 

I wyglądało to mniej więcej tak:

 

 

 

Usnąłem szybko, byłem już tym wszystkim zmęczony ......

 

c.d.n.